• WŁADYSŁAW JÓŹWICKI

           Starsi mieszkańcy gminy Górzno dobrze pamiętają czyny i zasługi Jóźwickiego. Młodszym jego nazwisko mówi zapewne niewiele lub nic. Wszak od pamiętnej śmierci „Sępa” z rąk garwolińskich gestapowców upłynęło już ponad 54 lata. To z myślą o tych, dla których ostatnia wojna jest mglistym wspomnieniem i tych, którzy znają ją jedynie z podręczników historii przypominamy najważniejsze fakty z życia Władysława Jóźwickiego.

            Przyszedł na świat 20 kwietnia 1918 roku w Piotrkowie koło Lublina w rodzinie robotniczej. Miał dwóch starszych braci Bolesława i Edwarda oraz trzy siostry. Szkołę powszechną ukończył w Baranowie nad Wieprzem. W 1936 roku ukończył warszawską Szkołę Handlową im. Stanisława Szczepanowskiego. Kolejny życiowy etap – to objęcie na przełomie lat 1938-1939 funkcji praktykanta biurowego w górzeńskim urzędzie gminy. Współpracownicy i mieszkańcy osady zapamiętali go z tego okresu jako wesołego młodzieńca, śpiewaka – amatora o silnym i przyjemnym głosie, entuzjastę sztuki fotograficznej. Dla rówieśników z ławy szkolnej był przede wszystkim harcerzem, rozmiłowanym w historii i wytrwałym czytelnikiem sienkiewiczowskiej Trylogii.

             W Górznie zastał go wybuch II wojny światowej. Pierwsze informacje o zalążkach podziemnej organizacji pochodzą z ostatnich dni 1939 roku i z początku 1940. władysław Jóźwicki został jednym z pierwszych żołnierzy Związku Walki Zbrojnej, późniejszej Armii Krajowej. Od samego początku wyróżniał się dużą aktywnością i odwagą. Był kawalerem. Nie musiał obawiać się o bezpieczeństwo rodziny. Został podkomendnym pierwszego dowódcy miejscowej placówki ZWZ – AK, nauczyciela i podporucznika rezerwy Konstantego Romańskiego „Grzmotka”. Obarczono go funkcją łącznika pomiędzy Placówką i komendą Obwodu w Garwolinie. Obwód działał pod kryptonimem „Gołąb”. Do obowiązków ”Sepa” należało przewożenie rozkazów i instrukcji. Przez kilka miesięcy we wspólnym mieszkaniu Jóźwickiego i innego pracownika gminy Piotra Adamiaka mieściła się drukarnia wydawanego przez komendę Obwodu podziemnego pisma informacyjnego. Po przeniesieniu druku w bliższe okolice Garwolina na ‘Sępie” spoczął obowiązek przewożenia „gazetek” do Górzna i kolportowania ich wśród mieszkańców gminy. Do najchętniej czytanych należały: lokalny „Apel”, oraz drukowane w Warszawie „Biuletyn informacyjny, Polska Żyje i inne. Z Górzańską powielarnią współpracowali Stanisław Gałązka „Konar” i Jan Owczarczyk „Roman” .

              Dla St. Gałązki udział w tej formie konspiracji okazał się śmiertelnym zagrożeniem. Na podstawie donosu hitlerowcy oskarżyli go o udział w podziemnej organizacji i czytanie nielegalnych wydawnictw. Miał jednak szczęście. Szef miejscowego Gestapo był nieobecny. Przesłuchiwał go Siwers z Policji Kryminalnej. Dał wiarę gwałtownym zaprzeczeniom i „Konara”  zwolniono po kilku dniach aresztu.

             Żołnierze górzeńskiej placówki uczestniczyli między innymi w niszczeniu obiektów gospodarczych pracujących na potrzeby niemieckiej armii i mieszkańców III Rzeszy. Takim obiektom była w Górznie miejscowa mleczarnia. Pierwsza likwidacja zakładu w 1942 roku zakończyła się pełnym sukcesem. Mleczarnia przestała istnieć. Mieszkańcy gminy uniknęli równocześnie hitlerowskich represji stosowanych przez okupantów po każdym akcie sabotażu. Władze niemieckie doprowadziły jednak do odbudowy zakładu. W tej sytuacji komenda garwolińskiego Obwodu podjęła w czerwcu 1943 roku decyzję o powtórnym zniszczeniu mleczarni.

             Czas akcji wyznaczono na godzinę 24-tą, 12-tego czerwca. Zadanie powierzono sześciu żołnierzom AK: Stanisławowi Gałązce ‘’ Konarowi’’, Władysławowi Jóźwickiemu ‘’ Sępowi’’, Stanisławowi Michalakowi ‘’Borowi’’,  Władysławowi Niezgodzie ‘’Szczupakowi’’, Stanisławowi Paziewskiemu ‘’Brzozie’’ i Janowi Więckowskiemu ‘’Bolkowi’’. Organizacyjną stronę operacji wzięli na siebie Michalak i Jóźwicki. Opracowali szczegółowy plan przeprowadzenia akcji. O północy uczestnicy sabotażu mieli się stawić w wyznaczonym miejscu uzbrojeni w broń krótką ( pistolety i rewolwery), aby po przerwaniu połączenia telefonicznego  z Garwolinem zniszczyć urządzenia mleczarni. Zaplanowano również szczegółowo drogę odwrotu. Przeprowadzenie akcji pokrzyżowało niespodziewane pojawienie się w Górznie dużej grupy niemieckich żandarmów.

        Oddajemy głos uczestnikom i obserwatorom wydarzeń.

        Mówi dowódca plutonu AK Stanisław Michalak „Bor”; Wieczorem 12 czerwca grałem w siatkówkę na boisku szkolnym leżącym nieopodal zabudowań Kazimierza Wrońskiego. Po grze poszedłem w kierunku lubelskiej szosy. Na drodze spotkałem powracającego rowerem z Garwolina wójta Piotra Michalaka. Ten nie zsiadając z roweru poinformował mnie, że duża grupa Niemców jedzie samochodami w kierunku naszej wsi. Natychmiast zawróciłem i udałem się w kierunku mieszkania Władysława Jóźwickiego. Pod stodołą należącą do Stanisława Latuszka zostałem zatrzymany i zrewidowany przez hitlerowskich żandarmów. Pod stodołą leżało trzech mężczyzn. Rozpoznałem Jóźwickiego, właściciela posesji Latuszka i mieszkającego w pobliżu wysiedleńca z Wielkopolski o nazwisko Zimnawoda.  Z ubioru „Sępa” mogłem wnioskować, że został aresztowany w czasie powierzonej mu wcześniej penetracji terenu. Po przesłuchaniu Niemcy dołączyli mnie do zatrzymanej wcześniej grupy. Po chwili zaobserwowałem wśród nich znaczne ożywienie. Zauważyli sylwetki mężczyzn nadchodzących od strony zabudowań Kazimierza Wrońskiego. Usłyszałem wezwanie do natychmiastowego zatrzymania i strzały. Były niestety celne. Żandarmii chcieli się dowiedzieć kim są zabici przez nich ludzie. Poznałem dwóch żołnierzy AK, wyznaczonych prze ze mnie, na ich prośbę, do nocnej akcji. Byli to Stanisław Paziewski „Brzoza” i Jan Więckowski „Bolek”. Tożsamości poległych oczywiście nie ujawniałem. Żandarmi zlikwidowali zasadzkę. Mnie i Latuszka zwolnili, a Jóźwickiego z Zimną wodę wsadzili do samochodu i powieźli w stronę Garwolina.

        Opinię tę podzielał zastępca komendanta Obwodu i dowódca Oddziału Partyzanckiego „Chochlik”, kapitan Czesław Benicki „Komar”. W swoich wspomnieniach zatytułowanych „Cztery trudne lata” pisał: ewentualne załamanie się Jóżwickiego byłoby absolutnym nieszczęściem dla naszej organizacji. Informacje o przebiegu śledztwa i postawie „Sępa” docierały do Benickiego i innych uczestników konspiracji za pośrednictwem polskiego funkcjonariusza „Kripo” /policji kryminalnej/ tłumacza żandarmerii, żołnierza AK Piotra Szeflera „Piotrusia”. W swoich pamiętnikach „Komar” zamieścił oto taką relacje : Jóżwicki oznajmił hitlerowcom ”Przysięgłym: Niczego się ode mnie nie dowiecie.” 3/ Słowa dotrzymał, mimo bicia i wyrafinowanych tortur: Oprawcy rozstrzelali go na tak zwanych „Lisich Jamach”, nieopodal Miętnego: Zamieszkały w pobliżu gajowy znał miejsce pochówku: Pierwsza próba sprawienia bohaterowi żołnierskiego pogrzebu była nieudana: Niemcy pilnujący cmentarzyska pokrzyżowali ekshumacyjne plany AK-owców z Miętnego. Wspólnie z „Wilczkiem” ciało Jóżwickiego zabraliśmy w kilka dni później. Na „Lisie Jamy” pojechaliśmy rowerami. Gajowy zlokalizował grób. Po chwili nadjechał wóz z trumną. Jeden z żołnierzy rozkopywał mogiłę, reszta ubezpieczała ekshumację. Identyfikacja zwłok Jóźwickiego, mimo wieloletniej znajomości była bardzo trudna. W czasie tortur hitlerowcy całkowicie zmasakrowali ciało. Męczennik spoczął w trumnie. Wóz pokryliśmy gałęziami. Z kwitem gajowego upoważniającym do wywozu chrustu pojechaliśmy do Unina. W nocy odbył się żołnierski pogrzeb, uświetniony honor salwą. Władysław Jóżwicki spoczął w przydrożnym grobie, obok ucznia zabitego tam we wrześniu 1939 roku.

              Po wojnie prochy ‘’Sępa’’ przeniesiono do Unina na cmentarz parafialny w Górznie. Władysława Jóźwickiego pochowano obok poległych w tej samej akcji St. Paziewskiego i J. Więckowskiego. Kilka lat później na wspólnej mogile stanął pomnik ufundowany prze ocalałych z wojny i powojennego terroru żołnierza AK Placówki w Górznie. W 1974 roku miejsce spoczynku trzech bohaterów wpisano do centralnej ewidencji grobów i cmentarzy wojennych, prowadzonej przez nie istniejące już Ministerstwo Budownictwa i Gospodarki Przestrzennej. W tym sam roku wśród miejscowych harcerzy narodził się projekt upamiętnienia zasług Jóźwickiego w Górznie. Schyłkowy okres rządów totalitarnych nie sprzyjał jednak inicjatywom tego rodzaju. Dopiero dziś projekt staje się rzeczywistością.